Może zacznę od początku, mam na imię Vanessa, ale znajomi mówią do mnie Van, Ness, albo Nessa. Chodze do liceum dokładnie do trzeciej klasy, oczywiście razem z moją psiapsiółką Mary. Zostało dwa miesiące do końca szkoły, już się nie moge doczekać. W wakacje musze jechać na obóz sportowy, ale o tym poźniej. Z takimi rozmyśleniami wstałam z łóżka bo jest już 6:30, a ja mam na 8 do szkoły, grr... Nienawidzę wstawać tak wcześnie, ale mus to mus. Poszłam do łazienki wcześniej biorąc jakieś ubrania. Ubrałam się na luzie czyli jeansowe rurki, koszulka w paski, bejsbolówka i trampeczki <3. Zrobiłam delikatny makijaż bo tapeciarą nie jestem o co to to nie. Potem poszłam do kuchni o mało nie zabijając się na schodach . Na śniadanie standardowo naszykowałam sobie płatki z mlekiem, które mogłabym jeść na śniadanie, obiad i kolacje. Po jakże moim zacnym posiłku wzięłam torbe i ruszyłam do szkoły. Postanowiłam się przejść bo nie chce mi się jechać samochodem i stać w tych szalonych korkach. Doszłam do szkoły 20 minut przed czasem, mojej przyjaciólki jeszcze nie było, a to dziwne bo ona zawsze jest dużo szybsza ode mnie. Ja zawsze doświadczam zaszczytu spóźniania się na lekcje. W pewnej chwili zadzwonił mój telefon, popatrzyłam na wyświetlacz, a tam "Jay" no to zapowiada się bardzo interesująca rozmowa.
(Ja - J, Jay - B)
J: słucham cię mój w pełni niedorozwinięty bracie
B: grzeczniej młoda grzeczniej
J: tsaa, po co dzwonisz?
B: chce ci powiedzieć, że jutro przyjeżdżam z chłopakami
J: ciekawe gdzie oni będą spać, co?
B: no jak to gdzie, u nas
J: o nie ja z tymi pacanami pod jednym dachem mieszkać nie będę
B: oj no wytrzymasz, proszeeee
J: ehh, kiedy dokładnie przyjeżdżasz?
B: jutro o 14 powinniśmy być
J: okeeej, Jay tęsknię za tobą
B: ja za toba też młoda, ja za tobą też
J: czemu ostatnio nie dzwoniłeś?
B: nie miałem czasu, ale obiecuje ci że nadrobimy ten czas, powygłupiamy się jak kiedyś
J: już się nie moge doczekać
B: dobra Ness powiedz co tam u rodziców?
J: a co ma być? praca, praca i jeszcze raz praca, wszystko jest ważniejsze ode mnie bo to Ty jesteś ich ukochanym dzieckiem
B: nie mów tak
J: ale to prawda , ale nie martw się już się przyzwyczaiłam
B: a co tam u Mary?
J: u Mary dobrze, wiesz to jedyna normalna osoba w tej budzie bo inne to kiciel w majtach mają jak wiedzą, że to ty jesteś moim braciszkiem
B: młoda a ty o której dzisiaj zaczynasz lekcje?
J: o 8 a co?
B: nie chce cię straszyć, ale jest już 8:15
J: o Jezuuu, musze już kończyć pogadamy jutro, kocham Cię, paaa
B: ja ciebie też kocham, a teraz wynocha do szkoły!
Szybko się rozłączyłam i biegiem do sali 26, pierwsza lekcja to angielski, no po prostu cudownie. Znalazłam sale, oczywiśie weszłam bez pukania i zajęłam moje stałe miejsce w ławce.
- nawet nie przeprosisz? - spytał nauczyciel
- za co?
- jak to za co? za spóźnienie i wejście do sali bez pukania - warknął nauczyciel
- nie zamierzam przepraszać i to jeszcze pana na dodatek
- a to niby czemu?
- bo nie jestem pana służącą żeby tu pokłony składać, JA się spóźniłam więc to MOJA sprawa
- o nie takim tonem to nie będziesz do mnie mówiła Nesso
- nie przypominam sobie, żebyśmy byli po imieniu
- wynocha do dyrektora, ale to już !
- a jednak prawda boli, co nie?
Wstałam, zebrałam rzeczy i poszłam w strone gabinetu dyrektora. To naprawdę spoko gość rozumie mnie jak mało kto. Nim się spostrzegłam byłam już przy drzwiach gabinetu Pana Thomasa Bronsona, weszłam jak to miałam w zwyczaju czyli bez pukania.
- dobry
- cześć Van, co tym razem?
- spóźniłam się na lekcje bo brat do mnie zadzwonił, no a profesor Brant się na mnie wydarł i mówi do mnie po imieniu a mi się po prostu nie wydaje abyśmy byli na Ty więc zwróciłam mu uwagę no, a on kazał mi tu przyjść, nie rozumiem tego faceta - wyjaśniłam - a zmieniając temat to masz nową szafkę, nie?
- tak Van to nowa szafka, jako jedyna zauważyłaś
- ma się ten talent wrodzony
- raczej to przez to, że jesteś u mnie kilka razy dziennie
I tutaj miał racje, ale cóż poradzić jak jestem uparta i czasami wredna.
- to tylko z tego powodu, że cię bardzo lubie
- oj Van też cię lubie, ale widze cię częściej niż własną żone
- zabierz ją kolacje, przeproś i nadrób ten czas
- tak zrobie a powracając do tematu profesora Branta, za kare w zbędnej dyskusji masz oprowadzić jutro nowych uczniów po szkole
- uhh, dobra o której mają być?
- zwolnie cie z 3 lekcji, bo akurat wtedy mają się zjawić i musze ci powiedzieć, że to są bardzo ważni ludzie i nie chce żeby zmienili zdanie co do szkoły, więc Van masz zachowywać się kulturalnie
- okeeej, a wiesz że 3 mam angielski? Jezu już ich lubie i wiesz powiem im że dyrektor to spoko gość
- dzięki Van, a teraz idź na lekcje
- dobra, do zobaczenia
- oby nie dzisiaj
- tego nie moge obiecać
Reszta lekcji minęła mi spokojnie, byłam tylko raz u Toma (dyrektora) co jest dla mnie sukcesem. Po skończonej męczarni (szkole) poszłam do Mary bo dzisiaj nie było jej w szkole, a to jest dziwne bo ona nigdy się nie spóźnia no i co najważniejsze nie opuszcza zajęć. Na miejscu byłam po 10 minutach, zapukałam do drzwi, które otworzyła mama mojej przyjaciółki.
- dzień dobry, jest Mary?
- dzień dobry Van, wejdź Marysia jest u siebie. Napijesz się czegoś?
- nie dziękuje, to ja już do niej pójde, do zobaczenia
Do pokoju mojej BFF weszłam bez pukania (żadna nowość, co nie?). Zobaczyłam ją leżącą w łóżku, nie wyglądała za dobrze.
- jej Mary, co ci jest?
- chora jestem, wiesz jakiś wirus. Mam gorączkę, kaszel, katar no i gardło mnie boli
- no to pięknie, nie mogłaś kiedy indziej chorować?
- a co sie stało?
- no bo Jay jutro przyjeżdża z całym zespołem, niestety
- hahah, nie jesteś za miła
- no bo to debile, nie wytrzymam z nimi, ratuuuuuj
- dasz rade, a co tam w szkole się działo?
- byłam dzisiaj u dyrka, a ogólnie mam jutro jakiś nowych oprowadzać
- ciekawe co to za nowi, bo to że byłaś u dyrektora to żadna nowina
- wiem tylko że są bardzo ważni, ha moim frendem jest dyrektor jestem cool i krejzi
- tsaa jasne, jesteś wariatką i jesteś dziwna
- ale i tak mnie kochasz, no bo kto mnie nie kocha, przecież ja jestem super, mega fajna
- hahahahah teraz hahahahah to hahaha mnie hahhahah rozbawiłaś hahahaha, ale masz racje kocham cie
- dobra kocie ja już musze iść, ale wpadne pojutrze bo wiesz jutro mam trening
- okee Van jesteś najlepszą przyjaciółką
- tak wiem
- skromna jesteś
- to też wiem, zdrowiej szybko słońce
Dałam przyjaciółce buziaka w policzek i poszłam do siebie. Zrobiłam sobie obiado-kolacje, czyli tosty z szynką, pomidorem i serem, jeej byłam strasznie głodna. Następnie poszłam do pokoju, odrobiłam lekcje, sprawdziłam fejsa i tt. Później odwiedziłam łazienke, gdzie wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamkę ( koszulkę Jaya, która sięgała mi do połowy ud ) i wskoczyłam do łóżeczka, które mnie wołało do siebie. Jejku jutro Jay przyjeżdża będzie się działo oj będzie, stęskniłam się za nim. Zerknęłam jeszcze na zegarek, wskazywał 21:45, ale cóż się dziwić to był ciężki dzień, nawet nie wiem kiedy odpłynęłam w obięcja Morfeusza...
A więc pierwszy rozdział mam za sobą mam nadzieje, że komuś się spodobał. Bo bloga założyłam przez szantaż mojej koleżanki, ona mi grozi ratujcie mnie błagaaam ;) Jak komuś się spodobają moje wypociny to mile widziany był by komentarz bo to mój pierwszy blog. KOCHAM WAS! POZDRAWIAM <3

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz